Przechadzając się kiedyś po sklepie ogrodniczym, zobaczyłam nietypowe
jak dla naszego klimatu ziarenka. Ponieważ jestem zapaloną ogrodniczką -
amatorką, to postanowiłam je kupić. Pomyślałam sobie "co z tego, że
afrykańska roślina, może urośnie i w moim ogródku". Posiałam do
rozsadnika i jak wykiełkowały to zaczęłam szukać w necie co dalej z nią
zrobić. Oto reportaż z cyklu, który trwał rok od posiania do wykonania lampy. To sztuka dla bardzo cierpliwych osób.
Na początku zakupiłam nasionka i posiałam je do pojemników. Jak widać na
zdjęciu poniżej, 26 marca 2011r wyrosły z ziarenek całkiem fajne
roślinki.
W okolicach połowy kwietnia wysadziłam je do gruntu. Po jakimś czasie, roślinki zaczęły rosnąć jak szalone. Dobrze, że
posadziłam je przy płocie, a za płotem u sąsiada rosną sosny bo tykwy
zaczęły się pjąć w górę, zakryły cały płot i wspinały się wysoko na
drzewa u sąsiada. Na pnączach pojawiły się piękne ,duże ,białe kwiaty z
których zaczęły zawiązywać się takie oto owoce.
Owoce tykwy z dnia na dzień były coraz większe, cięższe i było ich coraz więcej. Ich długość dochodziła do 80 cm a waga do 5 kg. W październiku bacznie obserwowałam pogodę aby zdążyć zebrać tykwy przed przymrozkami.
Gdy obcinałam je z krzaków były zupełnie zielone, nie dawały żadnych
znaków schnięcia i dojrzałości. Zebrałam plon w postaci 12 okazów.
Postanowiłam suszyć je w temperaturze pokojowej około 20 stopni.
Wymyśliłam sobie taki patent:
Po bardzo długim czasie, na tykwach w końcu zaczęły pojawiać się jakieś brązowe plamki i pleśń.
To była oznaka, że zaczynają schnąć. Niepokoiła mnie jednak pleśń, która
wychodziła na zewnątrz. Jednak cierpliwie codziennie ją usuwałam z tykw
za pomocą suchej szmatki. Tykwy były coraz bardziej brązowe. Wreszcie w kwietniu, więc rok po wysadzeniu do gruntu, mogłam zabrać się
do pracy. Tykwy były w końcu suche, zdrewniałe i bardzo lekkie. Otworzyłam pierwszą tykwę, wypatroszyłam ją i zdarłam z niej zdrewniałą, brązową skórkę. Praca dosyć mozolna.
Z wielkim zapałem zaczęłam wiercenie dziurek, wklejanie koralików.
Oczywiście nic nie poszło idealnie ale to w końcu moja pierwsza w życiu
lampa z tykwy afrykańskiej.
Po dość długiej i mozolnej pracy zobaczyłam efekt. Lampa jest bardzo klimatyczna. Niestety zdjęcia nie oddają tego. Oczywiście do lampy zamontowałam, oprawkę, kabel, żarówkę i wtyczkę. Na
koniec polakierowałam ją lakierem w sprayu z brokatem aby lśniła również
w dzień.
W taki oto sposób stworzyłam swoją lampę z małego ziarenka.
Absolutne mistrzostwo świata!!!!
OdpowiedzUsuńzbieram kawałki mojej szczęki z ziemi!
Gratuluję wytrwałości i pomysłowości.
prosze bardzo, do czego może zaprowadzić babska ciekawość:-) świetny pomysł, lampy sa niesamowite !
OdpowiedzUsuńwow piękna już widywałam cudeńka z tykwy i myślę, zeby sobie zasadzić, ale czy ja będę miała tyle samozaparcia? rok ?
OdpowiedzUsuńDługoterminowa praca przyniosła przewspaniałe efekty, gratuluję wytrwałości i pomysłowości:)
OdpowiedzUsuńcudo ;)
OdpowiedzUsuńZnając mnie to nie miałabym chęci, żeby bawić się w coś trwającego tak długo. Niemniej jednak gratuluję pięknego tworu i cierpliwości!!
OdpowiedzUsuńNo tylko pogratulowac!
OdpowiedzUsuńmistrzostwo świata gratuluję cierpliwości i pomysłowości :)ten efekt chyba wynagrodził poświęcony czas
OdpowiedzUsuńMagiczna jest. To się nazywa wykonanie od A do Z (od zasiania nasion do gotowej lampy). Gratuluję lampa jest super:)
OdpowiedzUsuńwygląda niesamowicie!!
OdpowiedzUsuńSuper pomysł na fajne lampki :)
OdpowiedzUsuńDluga i mozolna praca:D Nie dla mnie, brak mi cierpliwosci, ale podziwiam i gratuluje!!
OdpowiedzUsuńWiem ile w to pracy włożyłaś:) Pozdrawiam koleżankę po fachu:)
OdpowiedzUsuńSuper! kurcze od ziarenka aż do lampy no jestem pełna podziwu"_
OdpowiedzUsuńjest magiczna! jestem pod wielkim wrażeniem, piękna, inspirująca praca :))
OdpowiedzUsuńprze-fantastyczne :) dziś własnie dyskutowałam o tych lampach, bo takie same są w sfinxie
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję za miłe słowa.
OdpowiedzUsuńCudna!
OdpowiedzUsuńJa dostałam tykwę w prezencie i nie mogłam doczekać się aż wyschnie. No i pech chciał, że przeoczyłam moment pojawiania się pleśni i cała zgniła ;( Chyba miała za ciepło i za wilgotno.
Jakie efektowne te lampki z tykwy :)
OdpowiedzUsuńfantastycznie! efekt jest niesamowity :) pamiętam swoją przygodę z tykwą...kupiłam nasionka w sklepie,ale wyrosło co innego...jestem zachwycona tym co zrobiłaś, dlatego w tym roku spróbuję jeszcze raz! ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
niesamowite, podziwiam, wyszła genialnie:D jestem fanką:D
OdpowiedzUsuńNazywa sie tykwa,na Cyprze malują je kolorowo,powlekaja laierem. Takie "dzbanki" słuzyły kiedyś jako butle na wino lub wodę.
OdpowiedzUsuń